Wracając po długiej przerwie w redagowaniu bloga, którą zaraz usprawiedliwię :)
W ręce wpadł mi budżetowy "molcik". Temat whisky za stówkę z tubą i korkiem już przerabiałem, ale zaintrygował mnie fakt iż nigdzie w sieci nie znalazłem żadnej opinii/recenzji na temat tej butelki. Co prawda nie spodziewam się wielkiego odkrycia smakowo-zapachowego, bardziej cieszyć mnie będzie, że pierwszy opiszę jej degustacje.
W ramach usprawiedliwienia pierwszym argumentem będzie zdanie prawa jazdy!! Tak udało się za 7 razem, a z racji iż nigdy nie uważałem się za świetnego kierowcę staram się teraz jeździć jak najwięcej.
Po za zdanym egzaminem cieszyłem się powrotem do koncertów i do tej pory udało mi się zagrać na dwóch świetnych imprezach. Do jednej podaję link
Wracając do meritum, udało mi się w sieci znaleźć kilka fotografii rezydencji Wiltona. w związku z czym można porównać budynek z ilustracją na tubie paradnej i butelce. Kilka podobieństw sam znalazłem, ale na próżno szukać informacji iż Pan Wilton posiada destylarnie, raczej nazewnictwo butelki może być swojego rodzaju hołdem dla tej wspaniałej posiadłości.
Dobra, czas sprawdzić czym Wilton House nas ugości:
Aromat: Owocowy, słodki, lekki, odrobina mokrego papieru, alkohol dobrze ukryty
Smak: tutaj przypominam sobie nie wygórowaną cenę jaką zapłaciłem za trunek, alkohol dobrze uderzył po kilku sekundach, dębowość i lekka owocowość gasi pieprzność. W drugim łyku wyczuwalna lekka miodowość i mokry papier
Finisz: goryczkowy średnio długi lekko lawendowy.
Podsumowując: Wilton House w tej cenie z single malta bez deklaracji wieku wypada na dostateczny z plusem.
Gdyby smak był potwierdzeniem aromatu była by to fenomenalna pozycja... W swojej kategorii cenowej. Dobrze, że whisky tego pokroju nie woła po Cole. Jednakże, czekam na kolejne warianty tej whisky i chętnie bym spróbował dłużej leżakowanego wypustu.
