Mając za sobą polecenie pierwszego świątecznego single malt, czas nastał abym ruszył za zwyczajem różnorodności wigilijnych potraw i zaproponował sąsiada zza oceanu. Marker's Mark jest Burbonem globalnym i praktycznie ogólnodostępnym, więc pozyskanie go na świąteczny stół nie będzie wielkim wyzwaniem, dodatkowo edycje zimowe ubierane są w "sweterek" dzięki temu zabiegowi znacznie weselej wygląda podczas świąt.
Chociaż za recepturę i smak burbonu odpowiedzialny jest Bill Samuels Senior, który zrezygnował z dodaniu żyta do zacieru zastępując go pszenicą (oczywiście dalej głównym surowcem została kukurydza, która musi stanowić co najmniej 51% zbóż występujących w burbonie) to za design butelki jak i charakterystyczne zamoczenie w wosku odpowiedzialna jest żona Margie.
Strona internetowa Marker's Mark jest wykonana bardzo profesjonalnie i przejrzyście. Poza bogatą historią marki, informacji o procesie produkcji, możemy zdać egzamin na ambasadora marki.
Dobrze, teraz sprawdzę jak smakuje nasz burbon.
Nos: słodki, waniliowy, lekko owocowy, alkohol ładnie ukryty mimo mocy 45%.
Smak: pierwsza melduje się alkoholowość, ale miło i szybko przechodząca w dębową słodycz, później pojawiają się akcenty waniliowo-owocowe.
Finisz: słodycz odpuszcza zostawiając miejsce dębowości i jabłkowości, długość wygaszania jest raczej krótka, ale przyjemna i zachęcająca do wypicia następnego łyka.
Podsumowując, w całej ceremonii degustacji Marker's Mark nie daje po sobie poznać, że należy do burbonów klasy ekonomicznej (chociaż wersje premium osobiście w odbiorze mi do końca nie "siadają"). Bohater tego wpisu może być świetnym przykładem, że alkoholom mocnym szanse można dać w piciu bez dodatków, jak i przy dodaniu coli dalej zachowuję intensywność smaku. Marker's Mark jest świetną pozycją do odkrycia w święta i bez kozery powiem do smakowania przez cały rok ;)