wtorek, 11 stycznia 2022

Laphroaig 10 Yo Single Malt z Islay

 Pamiętam iż bardzo często przechodziłem obok propozycji Laphroaig'a wybierając coś innego. Przygody z "dymami" i Islay zacząłem nieświadomie od Ardbega (pierwszy wpis na blogu). Wiadomo co z początkującymi smakoszami potrafi zrobić dymny potwór, wiedziałem że coś robię nie tak szukałem to nowych, łatwiejszych i przyjemniejszych dróg jak do tych dymnych najszybciej dojrzeć.


Dopiero po ok. pół roku poszukiwań i zbierania informacji jak i nowych butelek do kolekcji, oswoiłem swoje podejście do "dymnych potworów z Islay" mostem z whisky dla początkujących do torfowych klimatów często był Talisker, Caoila bądź Connemara. Lecz dalej do Laphroaig'a nie było mi po drodze ;) 

Dopiero kiedy zmieniłem podejście do półek z supermarketów, z wielkiego szału zakupowego na znudzenie, że większość jak nie mam to znam. Zacząłem odwiedzać sklepy specjalistyczne gdzie za n-tym podejściem zostałem w końcu posiadaczem bohatera dzisiejszego wpisu. 



Odwrotnie proporcjonalnie zabierania się do zakupu, whisky z butelki znikało w bardzo szybkim tempie, pamiętam iż oszołomiony marketingiem Ardbega i wyniosłością (jak i dużą pijalnością) Lagavulina w podstawowej wersji, do Laphroaig'a podchodziłem niezobowiązująco i bez żadnych  większych oczekiwań podczas pierwszej samotnej degustacji. 


I teraz łamiąc schemat moich wpisów, raz że wstęp dawno nie był taki długi, a dwa nie przytoczyłem żadnych informacji na temat historii pochodzenia itp. sprawdzam czym dziś uraczy mnie Laphroaig.


Nos: średnio dymny przemieniający się w lekką, słodką alkoholowość, aromat delikatny 

Smak: tutaj dymność dominuje, aczkolwiek nie bombarduje, po chwili pojawia się posmak jodynowy,  lekka słodycz, bandaże, ziemistość. Alkohol świetnie ukryty 

Finisz: ogniskowy popiół z wygasającego ogniska, wanilia, słodycz, 


W podsumowaniu mogę nieskromnie stwierdzić iż tak samo jak książę Wali stwierdzam, że jest to pozycja wyjątkowa, nie powiem najlepsza, bo uważam... Jeszcze nie jedna whisky mnie zaskoczy.

Także Jim Murray autor książki Whisky Bible nazwał Laphroaig najlepszą "podstawką" na świecie.

Destylarnia sama słoduje 15-20% (w zależności od źródeł) ziarno moczy się w miękkiej torfowej wodzie z Islay ok 6 dni, po czym suszony jest palonym torfem. Whisky leżakuje najczęściej w beczkach po amerykańskim burbonie Marker's Mark i podobno przy sztormach morska woda dostaje się do magazynów podmywając beczki. Także warto dodać iż najdłuższy przebieg przegonów odrzuca część słodkich estrów zostawiając cięższym i smolistym pole do popisu. 

Nie mam sobie za złe iż moja droga do Laphroaig'a była taka długa i kręta, bo uważam, że najważniejsze jest się małymi kroczkami pozytywnie zaskakiwać. Whisky ta dużo może wnieść w odbiorze dymnych klimatów, ale mam nadzieje, że specjalne edycje Laphroaig'a znowu znacznie podniosą poprzeczkę. 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cardhu 12 Babska whisky?

 Jak szczupak jest królem wód, tak Johny Walkers jest królem blendów. A właśnie nasza dzisiejsza bohaterka w głównej mierze jest "esenc...