wtorek, 21 czerwca 2022

2 nowe pozycje w nowej formie

 Witajcie, pomyślałem iż nie będę czekał aż przyjdzie mi wena na daną pozycję, która poruszy mnie tak aby rzucić wszystko i siąść do pisania. Dziś przedstawię nowości, które u mnie się pojawiły z krótką notką jak na moją osobę wpłynęły.




Johnnie Walker Island Green - początkowo sam myślałem iż to jest JW Green Label (przywiózł mi tą butle kolega ze wschodniej granicy) z inną limitowaną etykietą. Dopiero akcja doszkalająca przed wpisem ujawniła różnice. Island Green w odróżnieniu od klasycznego zielonego Jasia swoją dymność zawdzięcza whisky Caol Ila (w klasycznym JW GL Dymność wspomagana jest dodatkowo Taliskerem) pozostałe komponenty "łagodzące" to Clynelish, Glenkinchie i Cardhu. 

Co do moich wrażeń to po ochłonięciu i nabraniu dystansu (kilka porcji mi się zeszło) mogę powiedzieć iż jest to moja ulubiona pozycja z pozycji niezobowiązujących ;) 

Aromat: Dym schowany za lekką chmurką owocowości i zielonym pieprzem. 

Smak: Jak to w pozycjach torfowych bywa pierwszy melduje się dym, który nie zostaje na długo a ustępuje pieprzowości, która zaczepia o nuty cynamonu i po chwili przekazuje pałeczkę słodyczy. 

Finisz: Przyjemnie pieprzny przechodzący w tematy roślinne (gałązka jabłkowa) z symboliczną dymnością, która raczej jest wspomnieniem niż wyczuwalnym smakiem.

Podsumowując tą whisky to jest drugi w mojej kolekcji blended malt (w kompozycji udział biorą tylko whisky jednosłodowe), z którym już można się w moim mniemaniu pochwalić wśród znajomych. Zdaję sobie sprawę, że nazywając go niezobowiązującym blendem mogę się narazić na fale krytyki, jednak z racji tego iż w/w butelka została mi podarowana mogę sobie pozwolić na taką brawurę ;p. Kompozycja tej whisky jest bardzo ciekawa, podobnie jak prędkość zmieniających się smaków.


Następną pozycją, na jaką się natknąłem podczas swoich alkoholowych poszukiwań to Singleton Sunray, kupiłem go z sympatii do rodzinki whisky Singleton, którą zapoczątkowała butelka 12 letniej odsłony Singleton Luscious Nectar. Wersja Sunray poza letnią stylistyką butelki zaciekawiła mnie deklaracją miodowości w smaku, a jako single malt dodatku miodu w sobie mieć nie może, bo owszem możemy na półkach odszukać np: Jacka Danielsa Honey, bądź ostatnio wpuszczonego na polski rynek Tullamore Dew Honey, ale zarówno degustatorzy jak i sumienni czytelnicy blogów o alkoholach wiedzą już iż jeśli dodajemy do whisky dodatki tj, miód, sok z jabłka to już produktu whisky czy Burbonem nazwać nie możemy a likierem na bazie whisky. 


Aromat: Mało intensywny, wręcz wyciągać nosem trzeba słodycz, dębowość, jedynym wyraźnym akcentem jest pieprzna alkoholowość.

Smak: Miodowość wyczuwalna przy zaczerpnięciu z kieliszka, lecz po przełknięciu zmierzyć się musiałem z dość mocną alkoholowością oraz symboliczną nutą słodyczy i owocowości. 

Finisz: Tutaj słodka miodowość wiedzie prym, finisz jest przyjemny powoli gasnący, dosyć długi, lecz nie zmywający lekkiego zażenowania wynikającego z aromatu i smaku. Bez wątpienia finisz jest jedynym bastionem obrony tej pozycji.

Podsumowując: Po dobrej znajomości wszystkiego nie załatwisz.... Przygody degustatora nie tylko otoczone są przyjemną chmurką i wszechobecną aurą dobroci alkoholi, czasami trafiają się skuchy.  Do oceny zawsze chcę podejść najbardziej obiektywnie jak mogę i zdaję sobie sprawę iż różni ludzie mają swoje preferencję smakowe, które akurat w tej odsłonie mi nie podeszły. Być może brak deklaracji wieku i z tym idący niedługi okres leżakowania jeszcze nie przekazał destylatowi odpowiedniego ułożenia. Mi osobiście przed wydaniem werdyktu nie raz zadrżał palec, wracałem do kieliszka szukając argumentów "na plus", po dodaniu coli do kieliszka sytuacja trochę się poprawia, aczkolwiek uważam iż pozycje jednosłodowe powinny radzić sobie bez dodatków. 





 

Cardhu 12 Babska whisky?

 Jak szczupak jest królem wód, tak Johny Walkers jest królem blendów. A właśnie nasza dzisiejsza bohaterka w głównej mierze jest "esenc...