niedziela, 28 lutego 2021

Chivas Regal 12 (uwaga rozpisałem się)

 Pamiętam tą butelkę z młodzieńczych lat, kiedy to latając po klubach i barach Chivas był uważany za  najbardziej ekskluzywną pozycję i zarazem najdroższą pozycją w menu. Czy ją za młodych lat zamawiałem? A no może z raz, częściej jak już mi się znudziło piwo prosiłem o Jacka Danielsa z colą i lodem. Teraz przy większym zainteresowaniu tematem whisky, postanowiłem uzupełnić kolekcję o tę butelkę i sprawdzić co zachwycało barmanów i właścicieli lokali.



  Już na Wikipedii znalazłem informację, iż w skład Chivasa wchodzi 40 rodzajów whisky słodowych i zbożowych gdzie najmłodszy ma co najmniej 12 lat! No cóż, w opisach blendów często jest stosowany  ten chwyt marketingowy. Następnym strzałem w serce konsumenta jest informacja że James Chivas i Charles Stewart stali się dostawcami produktów do Królowej Wiktorii. 


Butelka kojarzy się  wyniośle i ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu kontretykieta jest w języku polskim, co prawda nie ma wielu informacji i producent/dystrybutor odsyła nas na stronę internetową, która jest niestety po angielsku... I o ile nie jesteśmy biegli w tym języku albo na tyle cwani aby przeglądarka przetłumaczyła z grubsza "o co chodzi" to pozytywna aura może wywietrzeć... Tym bardziej, że zamiast informacji o procesie tworzenia whisky, historii marki lub kilku słów od Master Blendera link przenosi nas do strony fundacji, która zajmuje się ograniczaniem szkodliwego picia i promowania odpowiedzialnego spożywania alkoholu... Nie to żebym był przeciw nadużywania alkoholu, ale uważam, że producent powinien kierować swoją drogę ku osobom raczej degustującym niż pijącym aby w głowie zahuczało. No chyba, że ta akcja jest czymś w podobie do oznaczeń na paczkach papierosów, wtedy jestem w stanie to przełknąć. 


  Po odkryciu oficjalnej strony, która automatycznie zapytała o wiek w moim ojczystym języku nabrałem znowu zapału aby się podszkolić. Strona fajna, nowoczesna spotkałem 2 popularnych serialowych aktorów, drużynę piłkarską, no i w końcu kilka słów od naszego Mistrza kuparzu w formie FILMU !! Odpalam, myślę no to jedziemy... aha, napisy po Chińsku/Japońsku. Czy dziś nie jest dzień do degustacji? Czy nasz bohater podąża spójną drogą przez chwilę po czym ląduję w krzakach? Troszkę jednak muszę go wybronić, po skopiowaniu linka do Youtube da się przestawić na język angielski, ale nie podejmę się tłumaczenia, bo mógłbym napisać historię mijającą się z prawdą.


Po przydługim wstępie postanowiłem, w końcu wlać trunek do kieliszka i podzielić się z czym się spotkałem:


Nos: aromat słodki, waniliowy, lekko owocowy, alkohol częściowo ukryty

Smak: Pieprzny w pierwszej kolejności, drzewny z lekką nutą wanilii 

Finisz: Gorzki, symboliczny posmak roślinny, z dziabką słodyczy, raczej krótki 


Jako że blendy bez większej spiny osób postronnych można pić z mikserem proponuję dogrywkę z colą. Tutaj nasz Chivas broni się na 3-. Jest pijalny, dębowość przyjemnie przyprawia smak coli, pieprzność częściowo odpuszcza. Podsumowując, raczej nie jest to pozycja, która w świat whisky wnosi wiele, raczej bliżej jej do średniej klasy blendu do coli niż do pozycji zbierającej oklaski.

 


 








 

czwartek, 18 lutego 2021

Porównanie Jim Beam podstawowy z Jim Beam Black Extra Aged

 Z własnego doświadczenia wiem, że uzupełniając kolekcje po wariantach podstawowych, nadchodzi czas kiedy dajemy szanse opcjom rozszerzonym. Dziś postanowiłem sprawdzić ile więcej dobroci w stosunku do wersji podstawowej zaoferuje mi Jim Beam Black Extra Aged.



 Podstawowej wersji skoro trafiłeś na ten blog, chyba nie muszę opisywać. Podobnie jak smaku coli, do której nasza legenda się nadaje wyśmienicie.  Na oficjalnej stronie producenta znajdziemy mnóstwo przepisów na drinki, więc nie polecał bym walczyć z tym iż czasami dobrze mieć przy odkrywaniu nowych smaków w pogotowiu: lód, sok, colę bądź inny mikser, którym możemy przykryć alkoholowość i cieszyć się przyjemnym smakiem, zamiast konserwatywnie wszystko pić "na czysto".....

No chyba, że chcemy porównać, to i przyznam się iż mogłem mniej polać do kieliszków na zdjęciu, bo degustacje może szlak trafić i zacznie się impreza... a wtedy wszystko może się okazać dobre :)


To po przydługim wstępie zacznę w końcu porównywać...

Nos: mniej słodyczy, alkoholowość nie uderza tak bardzo mimo, iż trunek jest 3% mocniejszy, bardziej wyczuwalna dębowość oraz lekka wanilia

Usta: no tutaj 3% różnica mocniej uderza nasze kubki smakowe, po przełknięciu przy pierwszym wdechu zaznałem chwilki lekkiej owocowości, którą za chwilę przykrył alkohol, później wyraźna gorzka czekolada i ciemna nuta wanilii

Finisz:  wyraźnie dłuższy, wyrazisty można by rzec, że bardziej charakterny, raczej dębowo-waniliowy z gorzką czekoladą niż wanilia-słodycz jak w podstawie


W tym momencie daleki jestem od werdyktu czy polecił bym pić "solo" czy w drinkach. Spodziewałem się większej pijalności, bardziej ukrytego alkoholu i wzbogacenia aromatów (jak w np.: JD Gentelman), a dopiero finisz ujawnił co dodaje "extra leżakowanie". Ale z drugiej strony może jako nie taki jeszcze znawca a początkujący nie wyczułem tego co powinienem wyczuć. Wiec postanawiam zarządzić dogrywkę  w kategorii, w której moim zdaniem JB jest pionierem, czyli w mikserze z colą.


Ku mojemu zdziwieniu po odmierzeniu tej samej ilości miksera aromat pozostał na tym samym poziomie, w smaku tracimy na słodyczy kosztem gorzkiej czekolady, a smak, który z nami zostaje dłuższą chwile opiewa w większą alkoholowość.


Podsumowując uważam, że opcja Black Extra Aged bardziej dedykowana jest dla osób, którym znudził się słodki smak wersji podstawowej, a pić chcą dalej Jim Beam'a. Jeżeli patrząc okiem konsumenta, który "Legendy" używa do drinków, to dalej kłaniał bym się ku podstawie ceniąc sobie bardziej smak i pijalność niż zawartość alkoholu w trunku. Jeżeli chciałbym pić dalej Jim Beam'a idąc tropem pijalności bardziej bym celował w opcje likierów z whiskey typu Jim Beam Apple albo Jim Beam Honey lub został wierny podstawowej wersji.




piątek, 12 lutego 2021

Connemara Peated Single Malt Irish Whiskey

 Relacja prawie na żywo! Dziś kupiona, dziś spróbowana i smak mnie zagnał do pisania.


Propozycja dymnej whisky spoza Islay? Gdzie z założenia whiskey irlandzkie są delikatniejsze. Musiałem w to wejść, spróbować... Inaczej bym mógł mieć problemy ze snem, iż taki miszmasz mógł mnie ominąć.



Ta Connemara jest bardzo dalekim irlandzkim krewnym swoich dymnych braci i sióstr ze Szkocji, pewnie dlatego nie jest tak częstym gościem na naszych marketowych półkach, grupach internetowych i na językach.

 Butelka i opakowanie trzyma poziom, cena nie wywołuję zakłopotania. Chęć podjęcia eksperymentu zmieszania dwóch światów, pakuję butelkę do koszyka sklepowego. A co w domu po otwarciu? Już opisuję:


Aromat: owocowy, słodki, lekko miodowy, subtelny powiew dymu

Smak: tutaj dym wychodzi przed szereg, nie jest to dym powalający, a raczej lekki, rześki, ale zdecydowany, w drugiej kolejności wyczuwalna gorzka czekolada przeplatana z korzennością i delikatną pieprznością 

Finisz: krótki, przyjemnie gasnący, zachęcający do dalszej konsumpcji 


Podsumowując Connemara jest świetnym zaproszeniem do wgłębienia się w tematy palonego torfu dla początkujących. Posmak nawiązuje do stolicy dymnych whisky szkockich, ale jak dla mnie za szybko opuszcza kubki smakowe. Eksperyment połączenia dymności, której nie trzeba szukać z lupą, jak to było w dymnej wersji Grands'a,  z łagodnością oraz pijalnością irlandzkich whiskey ocenił bym na 4+ biorąc też pod uwagę cenę butelki.


    

poniedziałek, 8 lutego 2021

GLENMORANGIE THE LASANTA

 Kilka dni podchodziłem do kolejnego wpisu, który miał być o zakupach whisky nietrafionych (dalej jest w planach jego napisanie).

I znowu zmieniłem koncepcje przy otwarciu barku. Opiszę butelkę, którą po przetestowaniu w samplu wiedziałem, że kupię ją w pełnej pojemności.


 Pierwsze zauroczenie było przy porównaniu z wersją podstawową Glenmorangie 10 YO,

która sama w sobie jest propozycją lekka, karmelową i dość łatwo pijalną. Lasanta po kalibracji podstawą otwiera na całkiem nowe doznania. "Jak wiele" można uzyskać przelewając 10 letni destylat z regionu Hightland do beczek po sherry.

Co piszę sam producent? Znajdziemy na oficjalnej stronie: https://www.glenmorangie.com/en-int/our-whiskies/the-lasanta

A co spotkałem w przygodzie z Lasantą, opisuje poniżej:

Nos: Mocne uderzenie przypraw korzennych, po czym wyczuwamy owocowość z lekką czekalodowością.

Smak; Moc daje we znaki... ale przyjemnie, nie tak aby się skrzywić w niesmaku, po chwili usta atakuje gorzka czekolada, toffi i posmak wiśni.

Finisz: wyborny, pieprzność zanika pozostawiając czekoladę, owoce i ciarki na plecach (te, które część ludzi doznaję po usłyszeniu ulubionej piosenki).


Podsumowanie: Nie jest to propozycja, na każdą chwilę, warto poznać ten smak. Raczej wracam do niego w naprawdę wyjątkowych sytuacjach, kiedy zwykłe samozadowolenie ze swoich poczynań chcemy podbić kieliszkiem dobrego trunku.


  

Cardhu 12 Babska whisky?

 Jak szczupak jest królem wód, tak Johny Walkers jest królem blendów. A właśnie nasza dzisiejsza bohaterka w głównej mierze jest "esenc...