Kilka dni podchodziłem do kolejnego wpisu, który miał być o zakupach whisky nietrafionych (dalej jest w planach jego napisanie).
I znowu zmieniłem koncepcje przy otwarciu barku. Opiszę butelkę, którą po przetestowaniu w samplu wiedziałem, że kupię ją w pełnej pojemności.
Pierwsze zauroczenie było przy porównaniu z wersją podstawową Glenmorangie 10 YO,
która sama w sobie jest propozycją lekka, karmelową i dość łatwo pijalną. Lasanta po kalibracji podstawą otwiera na całkiem nowe doznania. "Jak wiele" można uzyskać przelewając 10 letni destylat z regionu Hightland do beczek po sherry.
Co piszę sam producent? Znajdziemy na oficjalnej stronie: https://www.glenmorangie.com/en-int/our-whiskies/the-lasanta
A co spotkałem w przygodzie z Lasantą, opisuje poniżej:
Nos: Mocne uderzenie przypraw korzennych, po czym wyczuwamy owocowość z lekką czekalodowością.
Smak; Moc daje we znaki... ale przyjemnie, nie tak aby się skrzywić w niesmaku, po chwili usta atakuje gorzka czekolada, toffi i posmak wiśni.
Finisz: wyborny, pieprzność zanika pozostawiając czekoladę, owoce i ciarki na plecach (te, które część ludzi doznaję po usłyszeniu ulubionej piosenki).
Podsumowanie: Nie jest to propozycja, na każdą chwilę, warto poznać ten smak. Raczej wracam do niego w naprawdę wyjątkowych sytuacjach, kiedy zwykłe samozadowolenie ze swoich poczynań chcemy podbić kieliszkiem dobrego trunku.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz