sobota, 22 stycznia 2022

Urodziny Pierwszej Butli i toast Dymnym Potworem z Islay

 Rok strzelił, 23 recenzje whisky, burbonów, rumów a także brandy za nami. Od samego początku do chwili napisania tego wpisu Pierwszą Butlę odwiedzono w sumie tutaj

Długo myślałem nad wyborem butelki, czy wybrać najmilszą, tą najbardziej pijalną czy kierować się długością leżakowania a może największym prestiżem. Więc wybrałem Ardbeg'a 10, od tej butelki  zaczęła się przygoda, o której wspomniałem w pierwszym wpisie

Gdzie leje się Ardbeg zaczyna się przygoda.




Ardbeg jest zaliczany do najbardziej dymnych pozycji z wyspy Islay. Destylarnia, która obecnie jest pod władaniem koncernu LVMH. Zdobywa wielką popularność, skupia także fanów, którzy nazywani są "Ardbegianie". Whisky została w latach 2013 i 2014 wybrana przez jury World Whisky Awards jako najlepszy single malt. 

Dobrze, pamiętam jak za pierwszym razem Ardbeg mnie zaskoczył, zobaczymy czy tym razem też mnie tak "wykręci".


Nos: Dym, kwaskowata słodycz, minimalnie wyczuwalna alkoholowość mimo 46% alkoholu, ziemistość.

Smak: Palony torf, wodorosty, z drugiej strony wędzone owoce, wanilia, cytrusy, minimalna pieprzność alkoholu, która tutaj jest znakomicie ukryta.

Finisz: długi, złożony, w pierwszej kolejności dymność się oswaja dając zagrać ziemistości, powoli wkrada się cytrusowość, słodycz, dym na języku wybrzmiewa jako ostatni, powoli i subtelnie wygasając.


Podsumowując na ogół "Dymne potwory" można kochać lub nienawidzić, charakterność Ardbega potrafi rzucić w przygodę i odkrywać inne torfowe klimaty jak w moim przypadku lub szybko zawrócić osobę pijącą w bardziej przymilne i łatwe w wypiciu whisky. Ardbeg nie jest pozycją, która się podlizuję, on wciska w fotel i nie zna litości. U mnie w kolekcji Ardbeg 10 jest whisky, którą bez wahania odkupuję jak zobaczę pustą butelkę, ale nie jest to pozycją na każdą chwilę, nie codziennie masz siłę aby stawić czoła potworowi jednakże każde spotkanie jest wyjątkowe. 



PS. post nie jest w żaden sposób sponsorowany, a jakbym chciał się przyczepić to musiał bym wybrać inną whisky.


wtorek, 11 stycznia 2022

Laphroaig 10 Yo Single Malt z Islay

 Pamiętam iż bardzo często przechodziłem obok propozycji Laphroaig'a wybierając coś innego. Przygody z "dymami" i Islay zacząłem nieświadomie od Ardbega (pierwszy wpis na blogu). Wiadomo co z początkującymi smakoszami potrafi zrobić dymny potwór, wiedziałem że coś robię nie tak szukałem to nowych, łatwiejszych i przyjemniejszych dróg jak do tych dymnych najszybciej dojrzeć.


Dopiero po ok. pół roku poszukiwań i zbierania informacji jak i nowych butelek do kolekcji, oswoiłem swoje podejście do "dymnych potworów z Islay" mostem z whisky dla początkujących do torfowych klimatów często był Talisker, Caoila bądź Connemara. Lecz dalej do Laphroaig'a nie było mi po drodze ;) 

Dopiero kiedy zmieniłem podejście do półek z supermarketów, z wielkiego szału zakupowego na znudzenie, że większość jak nie mam to znam. Zacząłem odwiedzać sklepy specjalistyczne gdzie za n-tym podejściem zostałem w końcu posiadaczem bohatera dzisiejszego wpisu. 



Odwrotnie proporcjonalnie zabierania się do zakupu, whisky z butelki znikało w bardzo szybkim tempie, pamiętam iż oszołomiony marketingiem Ardbega i wyniosłością (jak i dużą pijalnością) Lagavulina w podstawowej wersji, do Laphroaig'a podchodziłem niezobowiązująco i bez żadnych  większych oczekiwań podczas pierwszej samotnej degustacji. 


I teraz łamiąc schemat moich wpisów, raz że wstęp dawno nie był taki długi, a dwa nie przytoczyłem żadnych informacji na temat historii pochodzenia itp. sprawdzam czym dziś uraczy mnie Laphroaig.


Nos: średnio dymny przemieniający się w lekką, słodką alkoholowość, aromat delikatny 

Smak: tutaj dymność dominuje, aczkolwiek nie bombarduje, po chwili pojawia się posmak jodynowy,  lekka słodycz, bandaże, ziemistość. Alkohol świetnie ukryty 

Finisz: ogniskowy popiół z wygasającego ogniska, wanilia, słodycz, 


W podsumowaniu mogę nieskromnie stwierdzić iż tak samo jak książę Wali stwierdzam, że jest to pozycja wyjątkowa, nie powiem najlepsza, bo uważam... Jeszcze nie jedna whisky mnie zaskoczy.

Także Jim Murray autor książki Whisky Bible nazwał Laphroaig najlepszą "podstawką" na świecie.

Destylarnia sama słoduje 15-20% (w zależności od źródeł) ziarno moczy się w miękkiej torfowej wodzie z Islay ok 6 dni, po czym suszony jest palonym torfem. Whisky leżakuje najczęściej w beczkach po amerykańskim burbonie Marker's Mark i podobno przy sztormach morska woda dostaje się do magazynów podmywając beczki. Także warto dodać iż najdłuższy przebieg przegonów odrzuca część słodkich estrów zostawiając cięższym i smolistym pole do popisu. 

Nie mam sobie za złe iż moja droga do Laphroaig'a była taka długa i kręta, bo uważam, że najważniejsze jest się małymi kroczkami pozytywnie zaskakiwać. Whisky ta dużo może wnieść w odbiorze dymnych klimatów, ale mam nadzieje, że specjalne edycje Laphroaig'a znowu znacznie podniosą poprzeczkę. 

 

 

Cardhu 12 Babska whisky?

 Jak szczupak jest królem wód, tak Johny Walkers jest królem blendów. A właśnie nasza dzisiejsza bohaterka w głównej mierze jest "esenc...