środa, 22 marca 2023

Cardhu 12 Babska whisky?

 Jak szczupak jest królem wód, tak Johny Walkers jest królem blendów. A właśnie nasza dzisiejsza bohaterka w głównej mierze jest "esencją moltową" podstawowych wypustów Jasia Wędrowniczka.



Swoją butelke Cardhu mam od niedawna, także pierwsze zapoznanie mamy za sobą, dziś jedynie powtórzę w waszym akompaniamencie. Destylarnia powstała jeszcze za czasów prohibicji w Szkocji, za produkcje praktycznie od samego początku (jeszcze jak nosiła nazwę Cardow) była odpowiedzialna Helen Cumming, a później rozbudową gorzelni zajęła się synowa Elizabeth Cumming. Czy wpływ kobiecej ręki wpłynie na łagodność ? 

Elizabeth dzięki swojej przedsiębiorczości zdołała rozbudować znacząco destylarnie, a whisky Cardhu, jeszcze do 2008 roku, występowała jako kupaż whisky słodowych z różnych destylarni (pure malt, dziś nazwyany blended malt), żeby zaspokoić potrzeby rynku. Ja dziś skłonie się nad wersją jednosłodową, chociaż przyznam iż w żaden sposób nie detronizuję blended maltów i z chęcią bym poprzednią wersję zdegustował. A tym czasem sprawdzę dla was czym uraczy mnie 12 letnia wersja.



Nos: Łagodny, lecz intensywnie słodki aromat z rodziny jabłko-gruszka, z odrobiną cynamonu oraz miodu.


Smak: Znacznie ostrzejszy niż aromat, wyraźnie słodowa, ale także słodka, waniliowa, lekko kwiatowa oraz korzenna.


Finisz: Intensywny, przyjemnie gasnący, szybko przechodzący w słodycz, kwiatowość i miodowość odpuszcza dając się popisać wytrawnej dębowości z odrobiną pestek jabłkowych.


Podsumowując, Cardhu nie jest propozycją łatwą w odbiorze. Destylat częstuje nas świetnym aromatem, po czym zaskakuje nas wyraźną pieprznością w smaku, która oddaje w finiszu. Raczej nie jest to pozycja do zaproponowania na początku przygody z whisky, jak i na początku degustacji, jednakże dla średnio wtajemniczonych kompozycja destylarni może się okazać ciekawą pozycja, do której będą wielokrotnie wracać.





poniedziałek, 6 marca 2023

Tullamore D.E.W cz.2 wersja 10Yo oraz Single Malt

 Wyszedłem na chwile się przewietrzyć, nie było mnie pół roku... No cóż, teraz mogę wrócić i obwieścić trunki z 2 części. Jako pierwszą na warsztat biorę edycję 12 letnią. 

Już oględziny pudła paradnego i butelki zamykanej na korek, w odróżnieniu od podstawowej wersji Tullamore dają do zrozumienia iż obcujemy z alkoholem mierzącym wyżej, Design butelki mocno nawiązuje do podstawki, ciemno-wrzosowy wystrój etykiety robi wrażenie exclusive, no i sam napis informujący o długości leżakowania nie jest przesadnie uwydatniony jak to bywa w różnych produkcjach. Ogółem, jak to się dziś mówi: ROBI WRAŻENIE.  Na kontretykiecie podaną mamy polską informacje, w której między innymi dowiedziałem się iż nie dość że trunek jak na irlandczyka w przystępnych pieniądzach (ok 120 zł) leżakuje 12 lat, to jeszcze w procesie dojrzewania biorą udział beczki po sherry oloroso, wiec dziś poza recenzją i degustacją świętować mogę odkrycie nowej gałęzi w świecie whiskey.



Nos: Suszone owoce, cukierki toffi, cynamon, odrobina miodu. Ogólnie zapach jest bardzo ciekawy i wielowymiarowy jak na Irlandie, alkohol dobrze ukryty.

Smak: Pazurek alkoholowy na języku daje pograć, aby po chwili ustąpić słodyczy toffi, przełamany lekką nutą owocowo-dębową.

Finisz: Symboliczny, skromny, raczej wytrawny, lekko orzechowy, minimalnie suszono-owocowy.


Ta wersja Tullamora moim zdaniem poważnie łamie stereotyp łagodnej whiskey z Irlandii, zapachowo fenomenalnie, w smaku troszeczkę za ostra. Czyżby mocna dębowość podbijała alkoholowy pazur?

Jednak całokształtem daje w stronę tego wypustu duży +. Raz, że stosunek jakości do ceny jest zadowalający. Dwa, że mogłem od razu po powąchaniu przenieść tę butelkę kilka kategorii wyżej i dopiero smak dokonał korekty na prawidłowy poziom jakościowo/cenowy. Trzy, bo Tullamore odważył się finiszować część swojego destylatu w beczkach po sherry z czym się do tej pory nie spotkałem (w odsłonie irlandzkiej), a wydaje mi się, że właśnie o to chodzi w mojej przygodzie degustacyjnej aby się ciągle zaskakiwać, próbować nowych smaków, a nie zakorzeniać się w jednej bezpiecznej i  z czasem nudnej gałęzi. 


Dobra, czas teraz na grande finale Tullamore D.E.W. w wersji Single Malt 14 letni.

Tuba paradna i butelka poza zmienioną kolorystyką bliźniaczo podobna do poprzednika, czyli trzyma poziom ;). Whiskey zabutelkowana w podniesionej mocy do 41.3% alkoholu, leżakowana w 4 rodzajach beczek! Według notki smakowej producenta będzie można znaleźć nuty owoców cytrusowych i tropikalnych, co pamiętam z degustacji Kavalana. Czy także będzie tak dobra? Zaraz sprawdzę.



Nos: Jakby porównać z poprzednikiem to ta pozycja wypada skromnie.  Aromat nie jest intensywny, ale także nie jest niegrzecznie alkoholowy. Wyczuwalna owocowość (nie tyle cytrusowa co jabłkowa), delikatna waniliowa słodycz oraz minimalistyczna dębowość.


Smak: Owocowość, połączenie cytrusów z ananasem przy zachowaniu lekkiej alkoholowej pieprzności, lekka dębowość, minimalnie wyczuwalna wanilia.

Finisz: Delikatny i słodki, przyjemnie gasnący. 


Podsumowując: Przy jakże długo pisanej recenzji 4 wariantów, Tullamore podejść też było kilka. Gdzie podkreślić chciałem iż wersja Single Malt za pierwszym razem wydała mi się wypłaszczona i ostra, wiec postanowiłem dać jej 2 termin poprawkowy, gdzie wypadała o niebo lepiej. Utrwaliło mnie to w przekonaniu iż w świecie degustacyjnym bywają po prostu dni, gdzie mimo obfitej weny trzeba przesunąć badania na inny dzień. Wracając do ostatniej butelki i stosunku jakości do ceny mogę śmiało powiedzieć, że jest ok. Ale pozycja poprzednia zrobiła na mnie większe wrażenie i to wersji 12 letniej  przyznać chcę pierwsze miejsce.


   


środa, 14 grudnia 2022

Tullamore D.E.W porównanie uzbieranej kolekcji cz.1

 Siedząc na urlopie i szukając tematu do wpisu na blogu, dziś odkryłem, że jestem posiadaczem całkiem fajnej kolekcji butelek Irlandzkiej whiskey (czytaj dalej whisky) Tullamore D.E.W.. Nie powiem, wcześniej miałem lekką blokadę przed opisywaniem Irlandczyków, bo z reguły są to propozycje z bardzo dobrą pijalnością lecz jeśli chodzi o różnorodność smaków wypadają raczej skromnie.

Dziś sprawdzę czy bazując na podstawowym wypuście Tullamore D.E.W warto pochylić się nad wersjami droższymi (wersja 12 letnia oraz wersja Single malt) bądź raczej udać się w strone liquer'ów na bazie whiskey ze stajni Tullamore.




Pragnę dodać iż porównania cenowe aby zachowały swój wydźwięk i pozostały ponad czasowe należy traktować jako proporcje między kwotami. Wiadomo czasy są różne, ceny za alkohol się zmieniają i zazwyczaj rosną czy to z racji inflacji tudzież popytu na poszczególne wypusty. Chociaż niedawno zauważyłem zbyt dużą wycenę  za "Lagę 16" na moim lokalnym rynku w kwocie 400 zł za 0,7L, na półce stały 2 sztuki i stanąłem przed dylematem czy ten pik do góry wiąże się z większym popytem niż moce produkcyjne destylarni, które opisałem tutaj, być może cena przed świętami i remanentami trochę zostanie poddana korekcie, bo wiadomo kiedy Lagavulin w barku się kończy raczej należy go odkupić prędzej czy później. Finalnie wycena "Lagi" została poprawiona do 260 zł i automatycznie jedna butelka z półki sklepowej zniknęła i pojawiła się u mnie na zapasie ;) 



Dobra, po wprowadzeniu zacznę porównania od podstawowego wypustu Tullamore, z którym znamy się już od jakiejś prawie całej zdegustowanej flaszki (a nie przepraszam, to już druga butelka, co w wypadku blended whisky znaczy już o niej dobrze ), Tullamore z zieloną etykietą z tego co pamiętam kupiłem nie dalej niż 30-ta butelka zasilająca barek, blend ten długo miał przypiętą etykietę whisky najlżej pijalnej z całej kolekcji, którą z dumą broniła aby po roku przekazać to osiągnięcie na rzecz innego Irlanczyka Paddy

Sama komunikacja Marki i notka degustacyjna producenta informuje nas "Trzykrotnie destylowana* Irlandzka whiskey znana ze swojej wyjątkowej łagodności i unikalnego charakteru"

Cena za butelkę to 73 zł (wg. dom whisky, grudzień 2022r.)


Nos: delikatny aromat dębowy, alkohol dobrze ukryty (jak na blend w tej cenie), minimalna karmelowa słodycz, aromat sam w sobie raczej skromny, ale przyjemny 

Smak: lekka-przyjemna dębowa pieprzność, która szybko daje podpisać listę karmelkowo-waniliowym cukierkom, symboliczne nuty gałązek owocowych- pestek z jabłek

Finisz: symboliczny dębowy, jabłkowo-gałązkowy, minimalnie słodki


Podsumowując: "Podstawka" jest bezpieczną whisky jeśli chcesz nowicjuszowi podać alkohol w kieliszku degustacyjnym mając pewność, że gościa raczej nie otrząśnie, nie jest też blendem wybitnym, zabierającym smakiem w wielką przygodę, za tę cenę jest po prostu OK  



Kolejną odsłoną Irlandczyka jest wersja liquieru na bazie Tulamore D.E.W. Honey. O ile dobrze kojarzę takie doświadczenia zapoczątkowali Amerykanie ze swoimi burbonami. Osobiście uważam, że takie likierowanie whiskey to sztuczka, która ma zachęcić amatorów lżejszych alkoholi do wejścia w świat whisky/ey, dla mnie to trochę jak nauka pływania w wannie. Moim zdaniem jeśli chcesz poznać jakąś dziedzinę to należy do niej wejść pewnym krokiem dźwigając wszelakie konsekwencje jak i korzyści.

Ale dobrze, sprawdzę jak w porównaniu wypadnie likierek.

Cena: 76 zł (wg. dom whisky, grudzień 2022r.)

Nos: aromat praktycznie taki sam jak w wersji podstawowej, nosem trzeba szukać tego miodu, za to alkoholowość wyeliminowana praktycznie do zera

Smak: pierwsza uderza miodowa ulepkowość, która dosyć sprytnie przechodzi w woskowość zahaczając o dębowość i minimalną trawiastość. Teraz przy porównaniu odbieram tę pozycję lepiej niż kiedyś (może lekkie utlenienie w barku jej służy)

Finisz: przeminął szybko niczym lata młodości 

Podsumowując: To nie ma co kotów rwać nad tą pozycją, pamiętałem ją gorzej teraz wyszła lepiej. Werdykt sam mnie zdziwił ;) Jednak swoje stanowisko odnośnie półśrodków zachowuje lecz bojkotować ludzi z innym poglądem nie będę.


Dobrze jak cena "Lagi" uległa korekcie tak i ja zmuszony jestem podzielić porównanie mojej kolekcji na dwie części (głównie z tej racji iż chciałem dać odpocząć aparatowi pomiarowemu z uwagi na "słaby łeb" plus poszedłem procentami w dół co podwaja efekt ). W następnym wpisie do porównania dodam wersje 12 letnią oraz TULLAMORE D.E.W Single Malt.

 





niedziela, 4 grudnia 2022

Metaxa 5 stars

 Witajcie!

Ten post jest odpowiedzią na komentarz pod najnowszą aktywnością na facebooku.

A więc, co sądzę o Metaxie ? Odpowiem za chwilę, jednak winien jestem wyjaśnienia i lekkiego wstępu, bo jak to tradycja nakazuje troszkę pobiadolę zanim dojdę do meritum. 



Przede wszystkim Metaxe należy spróbować pchnąć do szufladki gatunkowej, a sprawa naszej bohaterki jest trudna.... na pewno nie jest to whisky, swojego czasu metaxa widniała w kategorii koniaków jednak po wprowadzeniu regulacji prawnej  ( m.in. produkcja musi się odbywać w rejonie Cognac we Francji, destylat tylko z wybranych szczepów winogron itp.) wypadła z tej dziedziny. Metaxy też nie można nazwać brandy, bo też nie spełnia swoich warunków, ponieważ po leżakowaniu dodaje się ekstrakt z płatków róż oraz zioła. 

Więc Metaxa jest w kategorii spirit drink, bądź jakby to ładniej ubrać Metaxa jest kategorią samą w sobie ;) 



Także w oficjalnej komunikacji marki na kontretykiecie butlelki, ku miłemu zdziwieniu jasno zwięźle i po polsku, jest opisany skład i historia z dodaniem notki smakowej stawiającej na delikatność trunku.



Wiec próbujemy :

Nos: mocny aromat słodkiego wina połączony z mocno przesłodzonymi przetworami na kompot, alkohol bardzo ukryty, słodycz przykrywa inne aromaty. Nie czuć wielkiej złożoności, której się zawsze szuka przy degustacjach. 

Smak: Delikatny, różany, SŁODKI ponad miarę, winny, pazurek alkoholowi się pojawia jedynie w momencie jego poszukiwania i jak go znalazłem okazał się słaby, idealnie ukryty. 

Finisz: symboliczny (jest, ale bardzo krótki), pestkowo winogronowy.   


Podsumowując: Jeśli głównym kryterium była by pijalność trunku Metaxa wypada ona wysoko, natomiast jeśli szukamy tego "Łał" za złożoność to raczej się rozczarujemy. Też nie oszukujmy się za taką cenne raczej trudno znaleźć trunek wybitny, w barku swoją butelkę Metaxy mam, bo trafiła się na promocji a jak się skończy nie będę leciał z językiem na wierzchu aby zaraz odkupić nową, jeśli miałbym rozwinąć się alkoholowo w stronę Grecji środki na ten "kurs" ulokował bym w greckich winach zamiast w kolejnych odsłonach Metaxy. 


 


poniedziałek, 14 listopada 2022

Jak znienawidzić whisky

 Witajcie, dziś nie opiszę żadnej butli, podzielę się z wami przemyśleniami, pewną ideologią (tak, jeśli ktoś z was teraz śledzi moje poczynania w szerszym spektrum, pewnie domyśla się, że ten wpis jest swojego rodzaju ćwiczeniem, ale o tym czy chcecie abym uchylał rąbka prywaty napiszcie w komentarzach). 

Cieszę się, że uczestnicząc w społeczności pasjonatów whisky oraz innych alkoholi, swoją działalność mogę prowadzić w pełnej swobodzie. Wpisy redaguje kiedy złapie mnie wena, a nie wywiązując się ze zleceń. Dlatego dziś wypunktuję parę spraw, które zarówno mnie jak i innych mogą wypchnąć z obiegu:



1. Sprawdź z kim tańczysz....


... i czy umiesz dotrzymać kroku. Dżokej ma o wiele większą szanse spaść z konia niż szachista, każda profesja ma swoje ryzyko, ale nawet jedząc za dużo czekolady możesz mieć problemy z zębami, więc przemyśl czy tworzenie kolekcji alkoholi nie będzie u Ciebie jazdą bez trzymanki.


2.  Ucieknij pasją do pracy

W swoim życiu wielokrotnie spotykam się z hasłem, jeśli twoja pasja przerodzi się w prace osiągniesz SUKCES! Tak to jest jedna strona medalu, z drugiej strony w pracy bywa różnie, nie zawsze wychodzisz z pracy z uśmiechem od ucha do ucha, choć ogół Ci odpowiada. Na pracę poświęcamy  sporą liczbę godzin w swoim życiu, czy nasz wewnętrzny zegar ma przewidzianą taką samą pule na  pasje? Nie wiadomo czy postawienie grubej linii miedzy pracą a pasją nie polepszy planu na życie.

Tudzież przykładowo zajmiemy się handlem alkoholami i najlepiej będzie się sprzedawać produkt w naszym mniemaniu po prostu średni, a chcemy się skupiać na towarach lotów najwyższych choć sytuacja na rynku kieruje nas całkiem w drugą stronę. Raczej poczujemy się niezręcznie.


 3.  Trzymaj się jednego rodzaju jak i przedziału cenowego 

Dobra whisky musi być droga! Bzdura największa... Osobiście wiele razy przeinwestowałem jak i nie wydałem wygórowanej kwoty a smakowo przyjemnie się zaskoczyłem.

(dlatego warto przemyśleć udział w degustacjach, które prowadzę ;] ) 

Wiadomo, za ceną bardzo często idzie jakość, ale także wymagania wraz z kwotą rosną i o tym trzeba pamiętać. Dodać chciałem też, że z droższymi pozycjami idzie mi się trudniej rozstać co przełożyło się na rozrost barku. Także zapychanie kolekcji najtańszymi pozycjami co różnić się będą głównie etykietami i dawką coli, którą należy dolać do whisky żeby ją wypić może po prostu znudzić. Przykładowo poznaliśmy smak torfowego destylatu i zamykamy się tylko w pozycjach dymnych nie otwierając się na różnorodność świata alkoholi.


4. Nie spinaj się 

Po prostu wyluzuj. To, że wiesz dziabkę mniej od ludzi co siedzą w temacie od lat, wcale nie znaczy, że w dwa weekendy musisz ich nadgonić. Oczywiście każdy ma swoje tempo rozwoju i kiedy wiatr niesie jak na skrzydłach warto z pomocą tego wiatru polecieć, ale pamiętaj, że nawet orzeł w swoim locie czasami potrzebuje przycupnąć. Tak i ty przycupnij, nabierz dystansu i daj się stęsknić za swoją pasją. 

    

 



 



wtorek, 18 października 2022

Lagavulin 16 Yo

 Po kolejnej długiej przerwie z publikacji wpisów czas na słynną Lagę w wersji 16 letniej.


W moim zbiorze, ale i zarówno w kolekcjach moich kolegów degustatorów, Lagavulin 16 letni pełni funkcje whisky z segmentu VIP. W portfolio Diageo Lagavulin jest/był opcją wysoce dystyngowaną, ogólnie dostępną w większych marketach i sklepach specjalistycznych, co w połączeniu z wysoką pijalnością spowodowało wykupienie większości nakładu słynnej 16 letniej Lagi... Ba nawet można znaleźć takie informacje iż zamówienia przewyższają moce produkcyjne destylarni. Cały proces doprowadził do wystrzelenia ceny za butelkę. Pamiętam, że swój egzemplarz nabyłem rok temu za cenę 270 zł/07L a teraz ceny sięgają ok. 400 zł za butelkę.



Aż trudno uwierzyć, iż nasz dzisiejszy bohater początkowo służył do produkcji mieszanej whisky White Horse, dopiero później włączony został do serii Classic Malt's i około 98% destylatu sprzedawane jest jako Single Malt. Co dziś zaoferuje whisky, o której nie słyszałem aby ktokolwiek się negatywnie wypowiedział, zaraz sprawdzę


Nos: w pierwszej kolejności wyczuwalny dym torfowy, mocny, ale nie nachalny i od razu praktycznie przełamany owocową, jabłkowo-śliwkową słodyczą. W całej ceremonii wyłapywania zapachów alkoholowość praktycznie w ogóle nie zauważalna.


Smak: spójny z aromatem, łagodny jak na pozycję torfowe. dymność mocna, ale nie dominująca, dodatkowo na ustach można poza dymem znaleźć ciemną czekoladę, lekką dębowość. 


Finisz: długi, dostojnie dymny, powoli gasnący, z dodatkiem owocowości połączonej z ciemną gorzką czekoladą


 Podsumowując: Laga 16 jest od jakiegoś czasu nazywana przez ze mnie whisky salonową, w definicji tej ujmuję połączenie wysokiej pijalności, dymność obecną, ale nie gwałcącą nozdrzy i kubków smakowych z złożonością smaków oraz faktem iż aromat jest spójny ze smakiem. Raczej nie polecał bym tej whisky osobie początkującej a  skierował bym do osób, które już coś wypiły i te osoby na pewno docenią jej kunszt. Wracając do wzrostu cen tej whisky powiem iż mogła by jeszcze wzrosnąć a amatorów na Lagę by nie zabrakło. Sam osobiście się cieszę iż w mojej butelce jeszcze czeka ostatnia porcja, którą zachowam aby uczcić jedno z poważniejszych sukcesów, na które się szykuję ;) 




piątek, 9 września 2022

Kavalan Classic

 "Druga zwrotka, bo zawsze chciałem zacząć od środka" jak śpiewał Abradab w swojej piosence tak samo jest z chronologią wpisów, a raczej kolejnością dodawania recenzji. Wiem, że przed opisaniem Kavalan Koncertmaster  powinien na blogu pojawić się Kavalan Classic, ale jak to w życiu bywa, pierwsza w ręce wpadła mi inna wersja Kavalana. 




Uzupełnienie mojej kolekcji o "podstawkę" nie było owiane niepewnością z powodu zachwytu alkoholu z Tajwanu, jego pijalnością i bardzo dużą intensywnością smaków. Classic zakupiłem bardziej z ciekawości czy podstawa czasami nie będzie "wypłaszczona i biedna" a może jednak równie godnie zapadnie mi w pamięć.



Sama tuba paradna, jak na jedynego reprezentanta whisky Tajwańskiej, prezentuje się drogo i dumnie, z daleka naprawdę wydaje się drewniana. Butelka z grubego oryginalnie formowanego szkła wzbudza respekt i świetnie się prezentuje. Uwagę zwraca rozłożenie treści, o ile butelka poza nazwą zawiera raczej mało komunikatów (co cieszy wzrok, bo często etykiety zapaćkane są nadmiarem informacji) to na kartonie znajdziemy wszystko to co trzeba....




..no i notkę aromatyczno/smakową, którą zawsze z uporem tłumaczę i szukam w kieliszku tych smaków, a czy dziś je znajdę ? 


Nos:  bardzo intensywny, przyjemny "burbonowy" aromat, który moim zdaniem wynika iż beczki, w których leży destylat mogą być tak zwanym "pierwszym wypełnieniem / zalaniem beczki", alkohol schowany tak dobrze, że wręcz trzeba szukać tej ostrości w nosie, poza "burbonową" słodyczą wyczuwalna kwiatowość i lekka symboliczna wręcz dębowość, wanilia  


Smak: tutaj przypominamy, że pijemy trunek wysokoprocentowy, aczkolwiek pazurek alkoholowy jest szybciutko zasłaniany kolejnymi smakami, pierwsza melduje się słodycz, aby po chwili przekazać pałeczkę egzotycznej owocowości (lekki posmak ananasa i mango) przełamanej leciutkim cynamonem oraz dębem


Finisz: przyjemnie gasnący, ale nie za długi. 


Podsumowując Kavalan Classic powala na łopatki wyglądem i aromatem. Smak utrzymuje go w pozycji bardzo przyjemnej, eleganckiej i oryginalnej ze względu na obecność owoców egzotycznych  w whisky aczkolwiek do fenomenu jeszcze czegoś brakuje.  


 

Cardhu 12 Babska whisky?

 Jak szczupak jest królem wód, tak Johny Walkers jest królem blendów. A właśnie nasza dzisiejsza bohaterka w głównej mierze jest "esenc...